środa, 17 września 2014

Czy 17 września musiał zapisać się w historii Polski?

Początek II Wojny Światowej, kojarzy się nam z 1 września i Westerplatte. Tymczasem prawdziwy nóż w plecy, a raczej gwóźdź do trumny na pół wieku został nam wbity 17 września 1939. O ile w tej niewypowiedzianej wojnie polskie wojsko było w stanie stawiać opór hitlerowskiemu najeźdźcy, to wobec Armii Czerwonej było już bezsilne. Tym samym wszystkie układy międzynarodowe zawarte w dwudziestoleciu międzywojennym pokazały nam, że ślicznie wyglądają one tylko na papierze.

Przypomnijmy jak chronologicznie kształtowała się polityka międzynarodowa II Rzeczpospolitej. Pierwszym naturalnym sojusznikiem naszego kraju była Francja, z którą Polska dzieliła wspólnego wroga, jakim były Niemcy. Już 1921 roku zostaje podpisana konwencja wojskowa o pomocy militarnej w razie wojny Republiką Weimarską, którejś ze stron. W tym samym roku Polska zaczęła budować sojusze w celu zabezpieczenia wschodniej granicy. Tu pierwszym naturalnym partnerem była Rumunia.

Układy te choć wydawały się sensowne to nie wiele one znaczyły, bowiem pogrążona w chaosie wewnętrznym Polska nie była w stanie prowadzić spójnej polityki zagranicznej. Zwłaszcza że układ sił w Europie, próbującej się uchronić od kolejnej wojny zmieniał się jak w kalejdoskopie. W pewnym momencie podpisywanych paktów czy gwarancji nienaruszalności granic było tak wiele, że nie wierzyli w nie już sami podpisujący. Od traktu w Rapallo poprzez układ w Locarno na Pakcie Brianda – Kelloga kończąc, stary kontynent powinien być oazą pokoju, a nie zarzewiem nowego światowego konfliktu.

W tym szaleństwie traktatowo – układowym uczestniczyła również Polska, która w międzyczasie podpisała układy o nieagresji nawet ze swoimi największymi wrogami czyli ZSRR i Niemcami. Ta polityka zagraniczna polskiego rządu nazywana była również „polityką równowagi sił w Europie”, a jej architektem miał być Józef Piłsudski.

Jak się później okazało, Marszałek znakomicie orientował się w polityce międzynarodowej. Nim popadł w układowy hurraoptymizm wysłał nad Sekwane swojego emisariusza Bolesława Wieniawe – Długoszewskiego by nakłonił Paryż do wojny prewencyjnej w Niemczech. Francja niestety odmówiła. Ta decyzja już kilka lat później powinna być potraktowana jako poważne ostrzeżenie do gwarancji, które dawała Francja.

Po śmierci Piłsudskiego politykę równowagi sił w Europie kontynuowano, jako testament Marszałka. Pomimo że III Rzesza końcem lat 30 – tych wielokrotnie wysuwała propozycję by Polska przystąpiła do paktu anty – kominternowskiego i stworzyła wspólny front przeciwko Związkowi Radzieckiemu, Warszawa za każdym razem odmawiała. Powodem tej decyzji była obawa, że Polska stanie się wasalem Niemiec, aniżeli będzie obiektem agresji ze strony kraju Rad, który doskonale jeszcze pamiętał wojnę 1920 roku.

W międzyczasie Polska podpisała jeszcze układ sojuszniczy z Wielką Brytanią i kurczowo trzymając się zapewnień Francji liczyła, że system układów i paktów zadziała w razie konfliktu. Niestety rząd polski się przeliczył i nie potraktował poważnie sygnałów z przeszłości. Do tego została obnażona słabość Paryża i Londynu, które co prawda dysponowały dużą liczbą wojska to jednak jego znakomita większość znajdowała się w koloniach, a nie na starym kontynencie. Potwierdziło się  podczas inwazji Niemiec we Francji, która była niemal bezbronna.

Ostatecznie historia nie była dla Polski łaskawa, a pół wieku czerwonego zniewolenia do dziś odbija się nam czkawką.Zaś wśród historyków toczy się wielka dyskusja o błędach i zaniechaniach jakie popełniła w 20 – leciu międzywojennym Polska dyplomacja. Powstaje także wiele pytań. Czy wojna prewencyjna na początku la trzydziestych, bądź  czy przystąpienie Polski do paktu anty – kominternowskiego zmieniłoby bieg historii?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz