piątek, 23 grudnia 2011

Wesołych Świąt

Najlepsze życzenia z okazji
Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku, 
aby przyjście na świat Chrystusa
przyniosło ze sobą
radość, pokój, nadzieję i miłość

środa, 21 grudnia 2011

Nie zabijajmy świąt

Piękną mamy jesień tego grudnia. Tak w skrócie mógłbym skwitować pogodę, którą mamy za oknami. Niestety synoptycy też nas nie rozpieszczają i straszą Wielkanocną pogodą w Boże Narodzenie. Mam nadzieję, że się pomylą i z góry proszę o wybaczenie jeżeli ktoś zimy nie lubi. Tyle, że śnieg nie jest najważniejszy dla tych świąt.

Niestety Święta Bożego Narodzenia w XXI wieku są sprowadzane tylko do choinki, prezentów, śniegu i Kevina w telewizji. Mówię o tym z żalem, gdyż nie świadomie powoli je zabijamy. A warto byłoby zachować, zarówno ich religijny jak i tradycyjny charakter. Pierwszy aspekt jest najważniejszy. Przejawia się on nie tylko w sensu stricto obrzędach religijnych, ale również w swego rodzaju oczyszczeniu duchowym. To święto jest nie tylko symbolicznym narodzeniem Jezusa, ale również Nowego Roku, czy naszej duszy. Kwestia tradycji wiąże się natomiast z naszym pochodzeniem, dzięki temu możemy poznawać naszą tożsamość i rozwijać naszą kulturę. To bardzo ważne szczególnie w zglobalizowanym świecie, gdyż pozwala nam być twórczą społecznością, a nie „małpować” wszystko co wymyślą specjaliści od marketingu.

Boże Narodzenie to piękne święto nie tylko dla chrześcijan. Ale dla wszystkich ludzi bez względu, czy są wierzący, czy też nie. Najważniejsza jest bowiem jego idea, która powinna nam w tym dniu przeświecać. Chodzi tu przede wszystkim o pojednanie się z drugim człowiekiem, czy też o zwykłą ludzką życzliwość. Co prawda tymi zasadami powinniśmy się kierować na co dzień, jednak w minimalnym wymiarze wystarczy jeżeli spróbujemy raz do roku. Prawdziwemu chrześcijaninowi nie wypada zatem robić żadnych przykrości z tego powodu że w tym dniu świętuję.

Nie chcę tu nikogo moralizować bo jestem ostatnią osobą która ma do tego prawo. Chciałem tylko wyrazić swoją opinię w związku ze zbliżającymi się świętami Bożego Narodzenia i życzyć wszystkim Zdrowych Wesołych Świąt.


P.S.

Gdy skończyłem pisać ten artykuł za oknem zrobiło się biało.

niedziela, 18 grudnia 2011

Duńczycy pokazali nam jak zwyciężać mamy

Takiego wybuchu euforii jeszcze nie przeżyłem. Gdy rosyjski sędzia Władisław Biezborodow, zakończył spotkanie pomiędzy Wisłą Kraków, a Twente Enschede wydawało się że będzie to bardzo gorzkie zwycięstwo. Wówczas spiker ogłosił, rezultat spotkania w Londynie i była to najpiękniejsza wiadomość kończącego się dnia.

Gdyby ktoś rano 14 grudnia 2011 roku powiedział mi, że będzie to jeden z tych dni który na długo zapamiętam uznałbym go za idiotę. Co prawda jego punktem kulminacyjnym miał być mecz w Krakowie przy ulicy Reymonta 22. Początkowo miałem na niego nie jechać, gdyż nie najlepiej się czułem, ale ostatecznie zdecydowałem wyruszyć na ostatni mecz Wisełki w tym roku.

Przez cały niemal dzień towarzyszyły mi dywagacje na temat przebiegu ostatniej kolejki rozgrywek Ligi Europy w grupie K. Analizując wszystkie możliwe scenariusze, sytuacja podopiecznych Kazimierza Moskala wydawała się beznadziejna. „Biała Gwiazda” musiała wygrać z niepokonanym Twente Enschede, natomiast Fulham Londyn musiało zremisować bądź przegrać z najsłabsza ekipą grupy Odense BK. Serce mówiło, że jest możliwe, jednak rozum dyktował zupełnie co innego i wcale nie nawiązuje tu do pewnej reklamy w telewizji.

Gdy wszedłem na trybunę cała buchalteria przestała mieć jakikolwiek sens. Liczył się tylko mecz. Kibice wspaniałą oprawą i głośnym śpiewem stworzyli niesamowitą atmosferę. Piłkarze zaś nie pozostawali dłużni i niesieni dopingiem piętnastu tysięcy gardeł zgotowali znakomite widowisko. Owocem tego była bramka w 11 minucie Łukasza Garguły. Wówczas w Londynie był jeszcze remis i tym momencie w 1/16 finału Ligi Europy była Wisła.

Fani „Białej Gwiazdy” nawet na moment nie ustawali chóralnym śpiewie i z wiarą w zwycięstwo dodawali otuchy w momencie, gdy Fulham prowadziło w swoim spotkaniu 2:0. Gdy na pięć minut przed końcem pierwszej części meczu zespół z Holandii wyrównał stan rywalizacji, powoli zaczęło docierać do wszystkich, że z awansem możemy się pożegnać. O ile wszyscy wierzy w nasze zwycięstwo, to mało kto przypuszczał, że stan spotkania w Londynie będą w stanie wyrównać duńczycy.

Iskierkę nadziei w wiślackich sercach podtrzymał jeszcze Cwetan Genkow, który w pierwszej minucie drugiej połowy, ponownie dał prowadzeni gospodarzom. Gdy w 60 minucie trybuny obiegła wiadomość że Odense zdobyło kontaktową bramkę. Telefony zaczęły pracować jeszcze mocniej. Kilka minut później ktoś rzucił hasło 2:2, tyle że sędzia bramki nie uznał. Wśród widowni dramat - tak blisko i taki pech - To była ostatnia telefoniczna wiadomość, gdyż sieć komórkowa nie wytrzymała natężenia. Wszyscy mogliśmy się poczuć niemal jak w latach 70 – tych, odcięci od świata.

Sędzia odgwizduje koniec meczu i trudno jesteśmy poza europejskimi pucharami. Wówczas spiker ogłasza, że w doliczonym czasie gry Odense BK zremisowało. Na trybunach wielka radość i karnawał. Jedni tańczą, drudzy śpiewają, a jeszcze inni ze szczęścia płaczą. W duszy gorąco to co było niemożliwe stało się faktem. Senegalczyk Baye Djiby Fall, nazwisko tego piłkarza wszyscy zapamiętają na długo.

Po tym sukcesie wiele osób zaczęło drwić z krakowskiego. Wszyscy mówili o wielkim szczęściu, a jeszcze inni o tym, że jeżeli Polska reprezentacja będzie miała tyle szczęścia co Wisła to zdobędzie Mistrzostwo Europy. Ja patrzę na to nieco inaczej. Uważam, że zespół z ulicy Reymonta sięgnął po nagrodę za grę do ostatniej minuty meczu. Duńczycy dali nam też lekcje pokory. Gdy wszyscy uważali, że nie mają o co grać, zagrali na 100 procent by sobie w tych rozgrywkach coś udowodnić. I udowodnili, że nie są frajerami a profesjonalistami, którzy swoją pracę traktują poważnie.

Jaki płynie z tego morał? Gdyby działacze i piłkarze w zachodniej Europie mieli polską mentalność dziś w Europejskich rozgrywkach z polskich klubów, grałaby tylko Legia. Duńczycy pokazali nam dlaczego nasza piłka jest na dnie. I niestety dopóki będziemy taki awans traktować jak tylko łut szczęścia tzn że nie dorośliśmy jeszcze do tego by zwyciężać.
(beniamin)

piątek, 2 grudnia 2011

Leczenie narkomana morfiną

Uzdrawianie polskiej piłki to chwytliwy temat w ostatnim czasie. Wszyscy jesteśmy lekarzami i wiemy jak pomóc PZPN -owi. Problem w tym, że chory leczyć się nie chce, na domiar złego uważa, że nic mu nie jest. Jak  zatem wyleczyć 90 – letniego staruszka?

By do tego przystąpić trzeba postawić najpierw diagnozę. Póki co media eksperci  i nasi parlamentarzyści uważają, że ma ona podłoże fizjologiczne i jedynym antidotum jest radykalna wymiana zarządu zmieni, a co bardziej radykalni mówią nawet o delegalizacji związku i powołaniu nowych struktur. Pytanie tylko czy ci nowi będą lepsi od tych starych? Zarządy wymieniamy od 20 lat i nic z tego nie wynika. Wielkie nadzieje pokładano w  każdym z prezesów. Co prawda pan Kazimierz Górski w tej roli się nie skompromitował, ale smród po nie rozliczonej aferze korupcyjnej w ekstraklasie w 1992 roku ciągnął się jeszcze przez wiele lat. Późniejsi prezesi odchodzili w większej niesławie. Najpierw Marian Dziurowicz, któremu zarzucano nadużycia finansowe, a następnie Michał Liskiewicz, który przymykał oczy na korupcje w polskiej piłce. Teraz przyszedł czas na Grzegorza Late, jak widać po dwóch latach jego panowania wiele się nie zmieniło, zamiast sanacji mamy tragifarsę.

Ja ze swojej obserwacji śmiem przypuszczać, że diagnoza i lekarstwo, które krążą w naszych rodzimych mediach są błędne. Uważam, że ta choroba która opanował nasz futbol, ma podłoże psychiczne. Nasi kochani działacze są bowiem uzależnieni od publicznych pieniędzy. A właściwie ich bezmyślnego marnotrawienia. I nie tyczy się to tylko PZPN – u, ale również związków wojewódzkich, okręgowych oraz klubów sportowych. Nie jestem przeciwnikiem wydawania pieniędzy na sport wręcz przeciwnie uważam, że bez mecenatu państwa czy samorządu nie będzie się on należycie rozwijał. Problem w tym, że  w Polsce pomimo sporych dotacji piłka nożna nadal kuleje.

Niestety podświadomie władze centralne, a przede wszystkim samorządowe, zamiast próbować pomóc działaczom piłkarskim, nadal uzależniają ich od marnotrawienia środków publicznych. To tak jakby narkomanowi w ramach leczenia od uzależnienia podawać morfinę.  Musimy zatem znaleźć inne sposoby które pozwolą przywrócić normalność na naszym piłkarskim podwórku.

Jedną z nich byłby ustawowy zapis w myśl którego z pieniędzy publicznych mogłaby być finansowana tylko infrastruktura sportowa i sport młodzieżowy. To pozwoliłoby wpompować większą liczbę pieniędzy w sferę, która od lat jest niedofinansowana. Dziś niestety inwestuje się w dorosłych, którzy w rozwój sportowy naszej piłki niewiele wnoszą.  Zdaję sobie sprawę że to nie uzdrowi naszego futbolu. Byłby to jednak mały krok w kierunku budowy systemu szkolenia młodzieży, którego nie mamy. 
(beniamin)