sobota, 28 kwietnia 2012

Będę oglądał finał Ligi Mistrzów

Przez ostatnie lata w europejskiej piłce wszyscy pasjonowali się rywalizacją pomiędzy FC Barcelona, a Realem Madryt. Dla mnie ta konfrontacja przestała być wielkim świętem, a stała się po prostu nudna. Momentami zastanawiałem się czy na naszym kontynencie są tylko dwa kluby piłkarskie?

Trudno mi było w to uwierzyć, bowiem w moim dzieciństwie było wiele wspaniałych zespołów. Co ciekawe o Realu wówczas mało kto mówił, a Barca w finale Ligi Mistrzów dostawała lanie od od A.C. Milan. Niestety nie mogę tu kierować zarzutu pod kierunkiem piłkarzy obydwóch klubów, oni przecież wykonują swoją pracę, a inne europejskie firmy im na to pozwalają.

Gdy zobaczyłem, że w tegorocznym finale możemy zobaczyć ten hiszpański duet, postanowiłem że nie będę oglądał zmagań na Alianz Arena w Monachium. Sytuacja ta zmieniła się w ubiegłym tygodniu, gdy Chelsea wyeliminowała FC Barcelonę, a Bayern zostawił za burtą Real. Cóż za ulga!Zwłaszcza, że rywalizacja angielsko – niemiecka budzi bardziej we mnie pozytywne emocje aniżeli ta hiszpańsko – katalońska. Od razu mam w pamięci finał z 1999 roku z Barcelony. Wówczas przez prawie 85 minut bawarczycy prowadzili z Manchesterem United 1:0 po bramce Mario Baslera. Gdy sędzia doliczył tylko trzy minuty wszyscy niemal byli pewni, że to Bayern, a nie Czerwone Diabły wzniosą ten okazały puchar.

Tymczasem pięć minut wcześniej z boiska zszedł Andy Cole, a na jego miejscu zobaczyliśmy Ole Gunnara Solskjaera. Nikt się nie spodziewał, że w doliczonym czasie ten wysoki norweg zmieni oblicze całego meczu. Najpierw w stan euforii angielskich kibiców wprowadził w 91 minucie, kiedy wyrównał stan spotkania. Kibice odetchnęli z ulgą z nadzieją, że zobaczą rzuty karne. Gdy Pierluigi Collina już chciał odgwizdać koniec meczu, Solskjaer pokonał Kanha po raz drugi. Dzięki temu wyczynowi rezerwowy Machesteru wpisał się do annałów światowego futbolu i pokazał nam za co kochamy ten sport. Szok który był wówczas na Nou Camp ogarnął całą Europę. Do dziś pamiętam łzy Samuela Kuffoura i smutną minę Stefana Effenberga.

Mam nadzieję, że podobne widowisko 19 maja 2012 roku na stadionie w Monachium stworzą Bayern i Chelsea. Nie mam faworyta w tej konfrontacji ale liczę, że obydwie drużyny stworzą fantastyczne widowisko. I po raz kolejny będziemy mogli powiedzieć, że za takie mecze kochamy ten sport.

Ja tymczasem już w najbliższy poniedziałek wybieram się na spotkanie, które budzi moje wielkie emocje. Na ten mecz czekam cały rok i ma on dla mnie większe znaczenie niż finał Ligi Mistrzów, czy Mistrzostw Europy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz