sobota, 20 października 2012

Wielka Brytania już nie taka wielka!

Za dwa lata ponownie może zmienić się polityczna mapa Europy. Co prawda dla wielu ta informacja może się wydawać z pogranicza political fiction, ale to prawda. 2014 rok może być początkiem rozkładu Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii.

O dążeniach niepodległościowych Szkotów było wiadomo już od dawna. Nikt jednak nie brał na poważnie pod uwagę całkowitej suwerenności Szkocji, a jedynie wzmocnienie jej i tak dużej autonomii którą uzyskali w 1997 roku. Tymczasem, jak informują media premierzy: Wielkiej Brytanii David Cameron oraz autonomicznego rządu Szkocji Alex Salmond, wynegocjowali warunki szkockiego referendum niepodległościowego. Teraz szkocki parlament musi już tylko sformułować pytanie, na które będą musieli się odpowiedzieć wyborcy w 2014 roku.

Słysząc tą informację po raz pierwszy pomyślałem, że właśnie historia okrutnie zakpiła nie tyle z już nie takiej Wielkiej Brytanii, ale z brytyjskich konserwatystów, którzy przez całe wieki tak mężnie bronili jej nierozerwalności. Wydawać by się zatem mogło, że takie negocjacje jeżeli będą prowadzone, to raczej gdy na wyspach rządzić będą laburzyści, bądź wigowie, a nie torysi jak ma to miejsce teraz.

To skąd wziął się w ogóle pomysł? Czyżby Cameron chciał udowodnić  narodowcom w Edynburgu, że społeczeństwo szkockie wcale za suwerennością nie tęskni? Wydaje, że taki pomysł to trochę stąpanie po cienkiej linii. Dwa lata to długi czas na kampanie promocyjną dla zwolenników suwerenności, a poza tym pomysł ten spotyka się z dużą aprobatą wśród młodzieży, powyżej 16 roku życia która w tym referendum będzie mogła już wziąć udział. Dodatkowo elementom nacjonalistycznym może sprzyjać kryzys gospodarczy, a związane z nim cięcia socjalne mogą spowodować jeszcze większą nienawiść do Londynu. Bardziej naturalny wydaje się aspekt ekonomiczny. Już od dłuższego czasu Szkoci więcej wybierają z kasy Zjednoczonego Królestwa Brytyjskiego, aniżeli do niego wpłacają. Takie posunięcie również niesie za sobą spore ryzyko, chociażby utraty części dóbr naturalnych leżących u wybrzeży Szkocji.  To jednak tylko spekulacje. Ostatnia kwestia o której powiem wydaje się cyniczna ale nie mniej prawdopodobna. Otóż konserwatyści zyskają sporą przewagę nad laburzystami w wyborach do Izby Gmin, bowiem spora część lewicowego elektoratu to Szkoci.

Jakie zatem skutki może mieć takie referendum w przyszłości? Czy Szkocja będzie częścią wspólnoty europejskiej? Czy za góralami pójdą inne kraje? By odpowiedzieć na pierwsze pytanie trzeba mocno popuścić wodze fantazji. Wbrew pozorom to rozwiązanie wydaje się bardziej korzystne dla Wspólnoty Brytyjskiej, bowiem słabo uprzemysłowiona Szkocja, nie wzmacnia pozycji Korony, a wręcz przeciwnie. Poza tym na Szkotów spadnie wiele obowiązków, których dotąd nie mieli jak np. utrzymanie armii, czy prowadzenie własnej polityki zagranicznej. Ciekawie natomiast zapowiadają się się relacje pomiędzy Edynburgiem, a Brukselą. Narodowa Partia Szkocji o ile otwarcie mówi o wyjściu ze Wspólnoty Brytyjskiej, to w takim samym tonie wyraża się o wstąpieniu do Wspólnoty Europejskiej. Problem tylko w tym, czy przeżywająca kryzys Unia będzie chciała się rozszerzać o kolejne kraje.

Osobnym tematem jest wpływ tego rozwiązania na inne kraje wspólnoty. Z pewnością pierwszym punktem zapalnym jest Irlandia Północna. Tam konflikty narodowościowe czy gospodarcze przeplatają się z religjno – światopoglądowymi, często przybierając charakter zbrojny. Pomimo że mamy tam do czynienie z procesem rozbrojenia, to niewykluczone radykalne organizacje separatystyczne mogą wyczuć koniunkturę dla swych własnych interesów, przez co ponowna groźba przetaczającej się rzeki krwi przez wyspy byłaby całkiem realna. Trochę inna sytuacja jest z Walią, która co prawda podkreśla swoją odrębność i nienawiść do Korony sama jednak specjalnie spod jej opieki wychodzić nie chce. Walijczycy zdają sobie bowiem sprawę z tego, ze póki co wydaja to co zarabiają Anglicy. To Londyn finansuje ich rozbudowana administrację i opiekę socjalną.

W Europie tego typu konfliktów jest bardzo wiele. Pogłębiający się kryzys gospodarczy może wzmagać antagonizmy to rządów centralnych państw czy związków, które dane organizmy spajają.  Przykładem tu może być Hiszpania, gdzie od dawna znane jest stanowisko Basków, a swoich praw coraz głośniej domagają się Katalończycy. Duże problemy przeżywa również podzielona pomiędzy flamandów z Flandrii i frankofonów z Walonii Belgia. Po każdych wyborach mają oni problem ze sformowaniem koalicji rządowej. Spowodowane to podziałami narodowościowymi o podłożu ekonomicznym.

Czy Szkoci nadadzą nowy trend w polityce europejskiej przekonamy się o tym w 2014 roku. Wydaję się jednak że Cameron i Salmond 15 października 2012 roku spowodowali, że wkrótce w Europie może dojść do zmiany układu sił.

(beniamin)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz