Jeszcze tydzień temu, byłbym w
stanie postawić duże pieniądze, że frekwencja w wyborach do
Europarlamentu nie przekroczy 40%. Od samego początku były one
traktowane przez moich rodaków po macoszemu, jako coś odległego i
niezbyt ich dotyczącego. Gdy w niedziele o godzinie 21:00 ogłoszono frekwencję, to przecierałem oczy ze zdumienia i mówiłem w duchu:
"dobrze, że nie jestem hazardzistą".
Jeszcze według
badań sondażowych „exit poll” frekwencja wynosiła 43 procent.
Gdy PKW oficjalnie ogłosiło, że w wyborach udział wzięło 45,68
procent, to z dumą rzekłem: „chepaux bas”, krajanie znad Wisły.
Co do wyniku? Jednych cieszy więcej, innych mniej. Zadowolić wszystkich nie można. Partia rządząca
mówi, że wygrała. Bez cienia wątpliwości, mogę potwierdzić, że
PiS wygrał plebiscyt na popularność w Polsce. Tyle, że polityka
to nie konkurs piękności. Gdyby się przyjrzeć dokładnie, to w
Parlamencie Europejskim, te wybory przegrali, nim się one rozpoczęły. Szukając
koalicji z eurosceptycznymi partiami zepchnęli się do politycznego
planktonu, który tylko wypełni puste miejsca w budynkach w Strasburgu i Brukseli.
Koalicja
Europejska, na którą oddałem głos, pierwszego miejsca nie zajęła.
Pewnie to jest jej główną bolączką. Plan minimum, jednak
wykonała, wprowadzając 22 szable, które zasiliły najbardziej
liczące się frakcje. Tym samym to właśnie europosłowie KE, będą
mieli największy wpływ na kreowanie polityki europejskiej w
kolejnych latach.
Powodów do
zmartwień, nie ma również Wiosna Roberta Biedronia. Liczyła ona
co prawda na dwucyfrowy wynik, i pewnie przy niższej frekwencji
udałoby się jej go uzyskać. Ostatecznie w swoim debiucie
wprowadzili trzech europosłów, którzy prawdopodobnie zasilą jedną
z większych frakcji Socjalistów i Demokratów. Wyborcy łaskawi
byli, także dla kandydatów Konfederacji i Kukiz 15. Dzięki wynikom
poniżej 5%, nie będą musieli się męczyć przez następne 5 lat
męczyć w ławach „ohydnego Parlamentu Europejskiego”.
Reasumując, te
wybory wygraliśmy wszyscy. Uczestnicząc w nich pokazaliśmy, że
polityk musi się z nami liczyć. Nie ważne czy jest z PiS, PO, PSL,
SLD czy z Wiosny. W tych wyborach, każdy z nas kierował się innymi
priorytetami. Jedni dniem dzisiejszym inni przyszłością, ale byli
też tacy, dla których żaden z tych priorytetów nie miał
znaczenia. Nie zamierzam tego krytykować. Najważniejsze byśmy nie
dali sobą manipulować, a na koniec potrafili podać ręce. Wszak na
jesień czekają nas kolejne Igrzyska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz